***
- B-bije?
- Wiem, że to pytanie nie jest na miejscu, ale... zastanawiałam się trochę nad pani 'upadkiem ze schodów' i doszłam do wniosku, że bardziej prawdopodobne byłoby pobicie...
- Angie... Tobie nic nie ujdzie uwadze. - zaśmiała się. Trochę mnie to przeraziło... - Faktycznie, nie spadłam ze schodów. A to oko jest sprawką mojego męża. Ale zanim coś powiesz, wiedz, że nie chciałam tego mówić nikomu, ponieważ on zrobił to pierwszy raz, pod wpływem emocji. Nawet mnie przepraszał...
- Rozumiem, ale... dlaczego nie przyjechał do pani pierwszego dnia do szpitala?
- Miał wtedy bardzo ważne spotkanie... Ale następnego dnia mnie odwiedził! Przepraszał mnie nie raz, więc postanowiłam, że nic z tym nie zrobię, bo ufam mu i wiem, że to się nigdy nie powtórzy.
- Skoro pani tak sądzi...
W końcu wyjaśniła mi najważniejszą rzecz... Przez resztę spotkania rozmawiałyśmy zwłaszcza o Pablo. Jego matka pokazała mi parę jego zdjęć z dzieciństwa. Mogłam w końcu zobaczyć małego Pablita. Poprosiłam jego matkę, żeby dała mi zdjęcie z jego 5 urodzin, gdzie był cały umazany tortem, żebym miała czym go w przyszłości szantażować.
Po ponad godzinnym spotkaniu postanowiłam, że już pójdę, bo Pablo będzie mógł coś podejrzewać. Dzięki dzisiejszemu spotkaniu lepiej poznałam panią Galindo.
Po wyjściu z domu rodziców Pabla, od razu zaczęłam się zastanawiać. Nad czym? Nie mogłam nadal uwierzyć, że pan Galindo mógł uderzyć swoją żonę... No, ale przynajmniej żałował tego... Jak teraz nad tym pomyśleć... Czy Pablo... też byłby w stanie mnie uderzyć? No, bo pewnie nie raz w życiu się pokłócimy i może dojść do różnych słów i nawet... rękoczynów... O czym ja myślę?! Pablo nigdy nie zrobiłby czegoś takiego... A na pewno nie mi... Ale nadal po głowie chodziła mi myśl ''Ciekawe czy Pablo jest taki jak jego ojciec...''
- Pożyjemy, zobaczymy. - mruknęłam sama do siebie.
***
Zupełnie zapomniałam, że nie mam jeszcze wyrobionych kluczy do domu, więc modliłam się, żeby już był Pablo. Na szczęście po zapukaniu do drzwi, nie czekałam długo, aby ktoś mi otworzył. Pablo wyglądał jakoś dziwnie. Żadnego ''cześć'' ani ''jak tam zajęcia?''. Chociaż nawet nie chciała usłyszeć tego pytania, bo znowu musiałabym kłamać... Weszłam więc do środka i zaczęłam rozmowę.
- Cze-
- Wróciłaś!
- No... wróciłam...
- Gdzie byłaś?
- Jak to gdzie... W Studiu...
- Aby na pewno? - serce zaczęło mi szybciej bić.
- Masz jakieś wątpliwości?
- Tak. Gdyż wyobraź sobie, że miałem już wsiadać do samochodu, ale przypomniałem sobie, że nie masz jeszcze wyrobionych kluczy do domu, a, że ja miałem zapasowe to chciałem ci je dać, więc wróciłem się do Studia. Poszedłem do twojej sali - nie było cię. Byłem w pokoju nauczycielskim - nie było cię. Przeszukałem całe Studio - nie było cię. Na korytarzu spotkałem Violettę, a podobno miała mieć z tobą lekcję, lecz wiesz co się okazało? Ona nic nie wiedziała o żadnych zajęciach dodatkowych. Więc może wytłumaczysz mi gdzie byłaś?
Nie mogłam wymyślić, że idę np. do sklepu...
- Przez twoją matkę musiałam cię okłamywać... - powiedziałam sama do siebie, ale trochę za głośno i... Pablo to usłyszał.
- Jak to moją matkę?
Wzięłam głęboki oddech i przyznałam się, gdzie na prawdę byłam.
- Tak naprawdę byłam u twojej matki.
- Więc dlaczego nie mogłaś mi powiedzieć od razu, tylko musiałaś kłamać?! Pojechałbym z tobą.
- Właśnie dlatego. Twoja mama chciała porozmawiać tylko ze mną.
- Ah.. Rozumiem. - zauważyłam po jego twarzy, że się uspokoił. - A o czym rozmawiałyście?
- O... - nie chciałam mu powiedzieć o tym, że jego ojciec mógł uderzyć jego matkę... Zresztą jego matka też tego nie chciała. - babskich sprawach... Zaprzyjaźniłam się z twoją mamą.
- Mhm. To świetnie.
***
Kolejne dni obeszły się bez kłamstw i kłótni. Aż pewnego dnia zaczęło się...
Był ładny, słoneczny dzień. Chciałam spędzić go w domu, na oglądaniu mojej ulubionej telenoweli, ale niestety lodówka świeciła pustkami, więc musiałam ruszyć się do sklepu.
Właśnie szłam miastem, trzymając w rękach zakupy. Może to dziwne, ale... od jakiegoś czasu... czuję, że ktoś mnie śledzi. W pewnym momencie nie wytrzymałam i schowałam się za róg pobliskiego budynku, aby zgubić tego kogoś. O ile ten ktoś istniał. No nic, przezorny zawsze ubezpieczony. Pewnie mi się wydawało, więc nie mówiłam o tym zajściu Pablo, bo po co miałam go martwić. Postałam w tym miejscu jeszcze chwilę i ruszyłam dalej.
Tego dnia już nie miałam żadnych podejrzeń. Następnego też, więc praktycznie już o tym zapomniałam. Lecz kolejnego dnia znowu mogłam pożegnać się ze spokojem.
Była to sobota. Rano, przy wybieraniu ubrania na dzisiaj, zorientowałam się, że dawno nie kupowałam sobie niczego nowego i warto byłoby odświeżyć moją garderobę, więc postanowiłam, że skoro dzisiaj jest ładna pogoda, to czemu nie miałabym tego nie wykorzystać. Od razu po śniadaniu poinformowałam Pablo, że idę na małe zakupy i ruszyłam do galerii. Zawsze uwielbiałam chodzić po sklepach z ubraniami, więc za szybko mi to nie zeszło. Po paru godzinach zakupów, cała zadowolona, z zakupami w ręce właśnie schodziłam ze schodów, kiedy... poczułam, że ktoś mocno mnie popchał. Na szczęście złapałam równowagę (dobrze, że byłam w baletkach, a nie w obcasach) i niestarannie zeszłam ze schodów. Kiedy się obróciłam, na górze nikogo nie było.
- C-co to było... - przerażona, zapytałam sama siebie.
♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡
Rozdział trochę krótszy, jednak dzień po dodaniu poprzedniego, więc nie narzekajcie XD
Komentujcie, polecajcie.
besos. ♥