wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział 34 - Okrutna prawda



Właśnie szłam w stronę parku, na spotkanie z moją mamą, która zadzwoniła do mnie w pracy, że ma mi coś pilnego do powiedzenia. Mówiła to trochę trzęsącym się głosem, więc przygotowałam się na jakąś drastyczną informację.
Będąc w parku, w oddali zauważyłam sylwetkę mojej mamy siedzącą na ławce, niedaleko fontanny. Jej twarz nic nie mówiła, lecz gdy podeszłam, nagle się uśmiechnęła. 
- Angie! Już jesteś! Siadaj. - mówiła nad wyraz wesoło
- Dobrze. Więc, co chciałaś mi powiedzieć? - odrzekłam, usadawiając się na ławce.
- Więc... Jak tam z... Pablo? - próbowała zmienić temat
- Nie zmieniaj tematu mamo.
- A jak Violetta? Dobrze się czuje?
- Mamo...
- A jak tam w pracy? Dobrze zarabiasz?
- Miałaś mi powiedzieć coś ważnego!
- Tak... masz rację. Ale mam jedną prośbę... Nie znienawidź mnie po tym co ci powiem. - w jej oczach ujrzałam smutek i bezradność.
- Nie ważne co mi powiesz, nie znienawidzę cię.
- Mam nadzieję... Otóż... twój ojciec... nie jest twoim biologicznym ojcem.
- C-co? - teraz już wiem, jak czują się wszyscy ludzie w filmach, którym się mówi takie rzeczy. - Miałaś... r-romans?
- Tak, ale--
- Nie mogę uwierzyć... Dlatego zawsze byłam na drugim miejscu, za Marią?
- Nie! To nieprawda! Ang--
- Dlaczego nagle zachciało ci się powiedzieć mi prawdę?! Acha! Wiem! Mam już ułożone życie, z osobą, którą kocham oraz znalazłam siostrzenicę i mogę być blisko niej, dlatego chcesz je zniszczyć?! - mówiłam, krztusząc się łzami. Tak naprawdę nie to chciałam powiedzieć, ale wtedy nie myślałam racjonalnie. - Nie mam już chęci z tobą rozmawiać!
- Chciałam ci to teraz powiedzieć, bo twój ojciec niedługo umrze!
Odwróciłam się, nie dowierzając się co przed chwilą usłyszałam.
- Co?
- Od jakiegoś czasu leży w szpitalu. Jest chory na raka. Lekarze mówią, że nie pociągnie długo. Maks dwa dni... - mówiła załamanym głosem. - Dlatego postanowiłam ci to teraz powiedzieć. Rozumiesz?
Nic nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam nawet co powiedzieć. Przez tyle lat byłam oszukiwana. I nie dość, że już umarła mi siostra, mój ojciec, to teraz jeszcze... umiera mój biologiczny ojciec...
- Leży w szpitalu głównym. Nazywa się Martin Parra. Zrób... z tą informacją co chcesz. - odrzekła, po czym się oddaliła, zostawiając mnie samą ze swoimi myślami.
Teraz czułam się jakbym za lekkim podmuchem wiatru mogła upaść. 

***

Po tym wszystkim poszłam się przejść po parku i przemyśleć parę rzeczy.
Ciekawe jakby wyglądało moje życie, gdyby moja siostra żyła... Pewnie teraz by mnie pocieszyła... otarła z moich oczu łzy... przytuliła mocno do siebie i nie puszczała, aż się wypłaczę... Na samą myśl, po mojej twarzy spłynęła samotna łza.
Zrobiło się trochę późno, a ja nie chciałam już wracać do domu. Przypomniałam sobie, że mam adres Niny i nie mieszka tak daleko. Ruszyłam więc w stronę jej domu. 

***

- Angie? Co ty tu robisz o tej porze? Coś się stało?
- Nie... znaczy... tak... Eh... 
- Co masz w tej reklamówce?
- Napijemy się trochę piwa? - zawsze byłam przeciwko zapijaniu smutków, ale w tej sytuacji, jakoś odtrąciłam na bok to co muszę robić, a to czego nie mogę. 
- Wejdź.  - była trochę zdziwiona moim stanem. Pewnie teraz wyglądałam jak coś pomiędzy zombie, a zjawą.
Gdy już weszłam do środka. Położyłam na stole butelki z piwem.
- Mąż wyjechał w sprawach służbowych. Więc co się stało?
Opowiedziałam Ninie, wszystko, czego się dzisiaj dowiedziałam. 

//sześć piw później//

- Rosumiesz to? Zafsze byłam na drugim miejscu... Pefnie ojciec nienafidził mnie głęboko f sercu. Myślał o mnie jak o ''dsiecku z romansu''. Ja... nie pofinnam się narodzić... Pefnie byłam małom fpadką... (Rozumiesz to? Zawsze byłam na drugim miejscu... Pewnie ojciec nienawidził mnie głęboko w sercu. Myślał o mnie jak o ''dziecku z romansu''. Ja... nie powinnam się narodzić... Pewnie byłam małą wpadką...)
- Nie mów tak, Angie! I zostaw to piwo, bo zaraz skonasz--
- Nie bendziesz mi mófić co mam robić! Nikt nie bendzie! (Nie będziesz mi mówić co mam robić! Nikt nie będzie!)
- Dobrze, ja się tylko o ciebie martwię... Już mówisz nieskładnie...
- Dopsze mi s tym... Albo taki Pablo... Tak się postarałyźmy ftedy... a skończyło się... tak jak zafsze... Zresztom... nie trzepa tego robić, szeby być kochającą się parą, prafda?... To, sze wylądujemy f łószku nie osnacza, sze się kochamy, prafda? (Dobrze mi z tym... Albo taki Pablo... Tak się postarałyśmy wtedy... a skończyło się... tak jak zawsze... Zresztą... nie trzeba tego robić, żeby być kochającą się parą, prawda?... TO, że wylądujemy w łóżku nie oznacza, że się kochamy, prawda?)
- No tak.. ale--
- Żodne ale!... Czy tobie tesz się kręci f głofie? (Żadne ale!... Czy tobie też się kręci w głowie?)
- Angie? Dobrze się czujesz? Angie!
Wtedy film mi się urwał...

***
*PABLO*

Właśnie pakowałem swoje rzeczy do torby, gdy zadzwonił do mnie telefon. Na wyświetlaczu było napisane, że to Angie.
- Halo? Angie?
- Tu Nina. Przyjaciółka Angie.
- Dlaczego dzwonisz z jej telefonu?
- Mam prośbę. Angie przyszła do mnie, aby wypić trochę piwa, bo dowiedziała się od swojej mamy, że jej zmarły ojciec nie jest jej biologicznym ojcem. Za to ten, którego jest córką, leży teraz w szpitalu, ma raka i lekarze dali mu maksymalnie dwa dni życia... Więc te ''trochę'' zamieniło się w siedem piw i... Angie aktualnie leży w połowie na moim stole... Wracając z pracy mógłbyś po nią przyjechać?
- Jasne...
- Wyślę ci SMS'em adres.
- Dobrze.
Chwilę później dostałem adres i ruszyłem w stronę wyjścia.
Nigdy bym nie pomyślał, że Angie mogłaby tak się urządzić... No, ale co się dziwi, skoro dowiedziała się takich rzeczy naraz.
Piętnaście minut później byłem na miejscu.
- Ty pewnie jesteś Pablo.
- Tak. A ty Nina?
- Zgadza się. Wejdź.
- Dziękuję.
Gdy już wszedłem do niewielkiego przedpokoju, zacząłem rozglądać się za Angie.
- Jest w salonie. - wskazała palcem na pokój.
- Okej.
Tak jak opisywała - Angie zasnęła w połowie na stole. Po oczach spływało jej coraz więcej łez. Wyglądała na wpół żywą. Podszedłem do niej i wziąłem ją na ręce.
- Dzięki, że się nią zajęłaś.
- Proszę bardzo. Polecam się na przyszłość. - odrzekła, ciepło się uśmiechając. 

♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~

Rozdział trochę smutny, trochę nie. Upita Angie, ok XD
Nie wiem, co by jeszcze napisać...

Do czwartku! :3

4 komentarze:

  1. No żeby Angie upić to już nie wiem co....
    Wszystkie chwyty dozwolone, co nie? ;)
    No ale żeby takie coś skrywać przez tyle lat?! To już Angelica mogła sobie odpuścić prawdę. Lepiej by wszyscy na tym wyszli... A na pewno Angie. No bo by nie miała kaca...
    Do czwartku, który jest jurto!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ''Wszystkie chwyty dozwolone, co nie? ;)'' Patrz nazwa bloga XD
      Dzięki za komentarz :')

      Usuń
  2. Strasznie ciesze sie ze odnowilas bloga :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja strasznie się cieszę z twojego komentarza ♥
      PS. Dzisiaj rozdział pojawi się trochę później, sorki ;-; (jestem w trakcie pisania)

      Usuń

Z chęcią poczytam wasze opinie o rozdziale! :)