***
Obudziły mnie promienie słońca, które wpadały do sypialni przez okno. Z chęcią bym zasłoniła rolety, ale niestety moje lenistwo wygrało, więc przewróciłam się w drugą stronę, nadal nie otwierając oczu. Ręką przeszukiwałam miejsce Pabla, na którym go nie zastałam. A więc jest rannym ptaszkiem? To dobrze, że przynajmniej jedno z nas nie jest leniwe i może wstać do pracy bez żadnych ''jeszcze 5 minut''. Niestety popsuł mi moje plany, gdyż wczoraj wpadłam na pomysł, żeby w ramach podziękowania zrobić mu specjalne śniadanie, ale w moim wypadku, aby wcześnie zwlec się z łóżka jest strasznie trudne. Postanowiłam więcej się nie obijać i niechętnie wstałam. Kiedy już się przygotowałam na dzisiejszy dzień, zeszłam na dół do kuchni, aby zjeść jakieś normalne śniadanie, a nie jabłko brane na drogę, jak to bywało zazwyczaj. Po drodze spojrzałam na zegarek, aby kontrolować godzinę. Była dopiero 7:15, a do pracy miałam na 9. Jak teraz pomyślę, że mogłabym nadal smacznie wylegiwać się w łóżku... Nie! Nie wolno mi tak myśleć! Teraz nie mieszkam sama i nie mogę wyjść na jakiegoś lenia, który ciągle by tylko spał. Na korytarzy zauważyłam kalendarz, więc zbliżyłam się do niego, aby zobaczyć, który dzisiaj jest... Już jest 15?! To znaczy, że... To dzisiaj...
Na dole, przy stole czekał już Pablo ze śniadaniem. Mruknęłam obojętne ''dzień dobry'' i usiadłam na przeciwko niego.
- Chyba nie taki dobry. Coś się stało? Nie wyspałaś się? - na jego twarzy zagościł niepokój.
- N-nie. Nie o to chodzi. To dzisiaj...
- Ale co dzisiaj? - nic nie odpowiedziałam tylko popatrzyłam na niego smutnym wzrokiem.
- Może zapomniałem o czymś? Urodziny ma za dwa miesiące.. - dodał ciszej.
- Nie, nie chodzi tu o urodziny. Dzisiaj mija kolejny rok od śmierci Marii.
- Ach... Wybacz, nie wiedziałem.
- Nie, nic się nie stało.
Nastała niezręczna cisza. Jakoś odechciało mi się śniadania, ale Pablo specjalnie je zrobił dla mnie, więc grzechem byłoby odmówić. W końcu ciszę przerwał pan domu:
- Jak chcesz mogę z tobą pójść na cmentarz.
- Dziękuję. - przybliżył się do mnie i mocno przytulił. Czułam się tak, jakby chciał mi przekazać cały swój optymizm i chęć do życia. Wiedziałam, że zawsze mogę na niego liczyć.
Przez resztę śniadania nikt nie odezwał się ani słowem. Ja nie miałam humoru rozmawiać, a Pablo chyba widział, że nie jestem zbytnio chętna do rozmowy. Po zjedzeniu posiłku poszliśmy razem do Studia. Spacer również przebiegł w ciszy.
***
Godziny w Studiu, niestety szybko zleciały i zanim się obejrzałam byłam już w drodze na cmentarz, trzymając w rękach bukiet kwiatów. Towarzyszył mi Pablo. Chyba zaraziłam go swoim dzisiejszym humorem. Na naszych twarzach można było wyczytać smutek i przygnębienie. Dzisiaj nie miałam chęci na nic - na rozmowę, podśpiewywanie, optymistyczne nastawienie... Krok po kroku zbliżaliśmy się do celu. Po paru minutach już byliśmy. Teraz zostało tylko dojść do grobu Marii. Nie lubiłam... wręcz nienawidziłam chodzić na cmentarz. Chyba jak każdy. Zawsze gdy tam byłam wszystkie moje piękne i te mniej piękne wspomnienia przywracały do mnie w jednej sekundzie.
Minuty niemiłosiernie wydłużały się. Z każdym krokiem ku grobowi Marii moje serce biło coraz szybciej. W końcu dotarliśmy. Delikatnie położyłam bukiet kwiatów i pomodliłam się. Po modlitwie wpatrywałam się w nagrobek. ''Maria Saramego Castillo''. Nadal nie mogłam w to uwierzyć. Znowu stało się to, co zawsze się dzieje gdy odwiedzam grób Marii - wspomnienia. Wszystko sobie przypomniałam, od samiusieńkiego dzieciństwa. Gdy razem z Marią bawiliśmy się w domu, gdy chodziliśmy razem do teatru, kina, na koncerty. To dzięki niej jestem tym, kim jestem. Gdyby nie ona, nigdy nie byłabym nauczycielką w Studiu, z czym się wiążę fakt, że nie poznałabym mojej miłości. Po mojej twarzy spłynęła samotna łza, która w przeciągu paru sekund zamieniła się w ''strumień''. Pablo zobaczywszy to. przytulił mnie do siebie mocno i zaczął delikatnie głaskać po włosach. Trochę mnie to uspakajało i po paru minutach przestałam płakać.
- Już lepiej?
- Tak, dziękuję. - chyba pierwszy raz dzisiaj uśmiechnęłam się.
Ocierając jeszcze mokre policzki w oddali zauważyłam Violettę i...
- German?
- Angie, Pablo.
- Co ty tu robisz? Nie miałeś być w Niemczech.
- Przyjechałem na rocznicę śmierci Marii.
- Mhm.
Chwilę porozmawialiśmy i razem z Pablo ruszyliśmy w stronę domu. Mimo iż ten dzień był strasznie dołujący, to dzięki pomocy mojego ukochanego nie był aż tak straszny.
♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡
Przepraszam, ale wyszedł taki krótki. Dlatego następny postaram się dłuugi :D
W następnym rozdziale trochę się wydarzy. I niedługo dodam zakładkę ''Spojlery''.
Do poniedziałku. ;))
Komentujcie, polecajcie.
besos ♥
Aj krótki, no co ty :D
OdpowiedzUsuńDość długi no i fajny :D
Pablo taki kochaaany.. ;33
Dziękuję. :)
UsuńA dałabys inny kolor czcionki..?
OdpowiedzUsuńTą w wersji na telefon niezbyt dobrze widać o czytać się nie da...:/
Pozdrowienia
Hxxx
Okej.
Usuń