***
Właśnie skończyłam dzisiejsze lekcje. Poszłam tylko do pokoju nauczycielskiego po swoją teczkę. Gdy weszłam moje oczy dostrzegły Pabla. Najwyraźniej nie zauważył mnie, bo nie zwrócił na mnie uwagę. Zaszłam go od tyłu i ucałowałam jego policzek. Wzdrygnął się trochę, ale gdy zobaczył, że to ja zaczął się cicho śmiać.
- Przestraszyłaś mnie.
- Oj, już nie bądź taki strachliwy, Pablito. - powiedziałam z szerokim uśmiechem na twarzy.
- A coś Ty taka dzisiaj wesoła?
- A to źle?
- Nie, nie, nie. Wręcz przeciwnie. - momentalnie kącik jego ust uniósł się.
- Piękna dzisiaj pogoda, więc dlaczego mam się dąsać?
Mężczyzna tylko zaśmiał się pod nosem. Nagle przypomniałam sobie po co tu przyszłam. Szybkim krokiem odnalazłam teczkę i pożegnałam się z przyjacielem.
- A gdzie Ty tak pędzisz?
- Do domu Violetty. Przecież nadal jestem jej guwernantką, pomimo tego, że się od nich wyprowadziłam.
Mój przyjaciel tylko westchnął i kontynuował dalej przeglądanie papierów.
***
Otworzyłam drzwi domu Castillo. Zdawało mi się, że nikogo nie ma, bo było bardzo cicho. Kuchnia i salon były puste. Postanowiłam więc pójść do pokoju Violetty, aby zobaczyć czy jej tam nie ma. Powinna już wrócić dobrą godzinę temu. Zapukałam. W odpowiedzi usłyszałam :
- Tato, zostaw mnie samą! Jeżeli Ty nie chcesz mnie wysłuchać, to dlaczego ja mam wysłuchiwać teraz Ciebie?!
Wywnioskowałam, że Violetta znowu pokłóciła się z ojcem. Lekko popchnęłam drzwi, które się otworzyły. Na łóżku zauważyłam zapłakaną siostrzenicę.
- Angie... To Ty... - powiedziała, chlipiąc co chwilę.
- Co się stało, Violu?
- Bo tato nie chce mnie puścić na noc do Francesci.
- A to dlaczego?
- Nie mam pojęcia. Gdy tylko się go o to zapytałam zaczął od razu zaprzeczać, a gdy pytałam się, dlaczego nie to powiedział, że on jest ojcem i on tu decyduje o mnie.
- To faktycznie postąpił źle. Ale spokojnie, ja z nim porozmawiam, dobrze? - zaczęłam wycierać zapłakany policzek Violetty.
- Dobrze. Dziękuję.
Przytuliłyśmy się po czym zeszłam na dół w poszukiwaniu Germana. Jedynym miejscem gdzie mógł być był jego gabinet. Zapukałam. Po chwili usłyszałam ciche 'proszę', więc popchnęłam drzwi. Na fotelu za biurkiem znajdował się mój szwagier.
- O, Angie. Dzień dobry.
- Dzień dobry.
- Chciałaś czegoś ode mnie?
- Tak. Chciałam się zapytać, dlaczego nie pozwalasz Violi iść na noc do Franceski?
- Jak to dlaczego?! Przecież ona jest dzieckiem. Pewnie zaproszą do siebie chłopaków, w tym tego Diega i Bóg wie kogo jeszcze.
- I tylko dlatego?! Sądzisz, że zaproszą chłopaków? Myślisz, że Violetta Cię okłamie? Wiesz, wstydziłbyś się.
- Ja bym się wstydził?! To przez Ciebie Violetta jest taka! Przez Ciebie kłócę się z nią! Gdy Ciebie nie było, wszystko się nam układało, ale Ty musiałaś się wtrącić w nasze życie!
- A więc wszystkie błędy jakie popełniasz zwalasz na mnie?! Wiesz German, jesteś zwykłym chamem!
Po tych słowach poczułam jak jego rękę uderza mój policzek. Dostałam dość mocno, bo aż zaczęła lecieć mi krew. Strasznie bolało. Szybko wybiegłam z jego gabinetu. Za plecami słyszałam tylko ciche 'przepraszam'. Wzięłam z wieszaka swoją torbę i wyszłam z ich domu, zmierzając nie wiadomo gdzie. Właśnie szłam szybkim krokiem przez park. Praktycznie wszyscy patrzyli się na mnie. Musiałam wyglądać komicznie - włosy rozczochrane, tusz rozmazany, oczy zapłakane. No i jeszcze krew spływającą po moich ustach. Nagle ktoś złapał mnie za ramię. Okazało się, że za mną stał/stała ...
♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡
Któż to mógł stać za naszą Angeles? Tegoż dowiecie się w rozdziale 2, który pojawi się bodajże jutro. Za wszystkie błędy przepraszam.
Podobało się? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z chęcią poczytam wasze opinie o rozdziale! :)