czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 10 - Szantaż



***

Było już po zajęciach, więc miałam czas wolny. Postanowiłam, że wykorzystam go w jakiś sposób i przejdę się do parku. Może kogoś spotkam przy okazji. Szłam chodnikiem prowadzącym przez park. Pogoda chyba podzielała mój humor. Słońce dzisiaj świeciło tak jasno jak chyba nigdy. Było bardzo ciepło, jak na luty; mogłoby być tak codziennie. Widziałam pełno par, które chodziły ze sobą, trzymając się za ręce, co mnie trochę przybijało, bo niby miałam świetnego chłopaka, a sama się pałętałam po parku. No ale co poradzić. W końcu Pablo jest dyrektorem i nie może ciągle się mną zajmować. Oprócz par widziałam też radosne dzieci bawiące się na placu zabaw i... dzieci z matkami. Przypomniało mi to o mojej matce, z którą jestem pokłócona. Gdy tylko przypominam sobie jej słowa, jej ''opiekę'' nade mną przez te lata dzieciństwa... Czy ona kiedyś ze mną poszła do parku? Nie. Ale Bogu dzięki, że miałam przynajmniej Marię. Której niestety już nie mam. Tak przechadzałam się po parku i przemyślałam sobie parę spraw kiedy w oddali zauważyłam jakąś znaną mi posturę. ''Nie, to nie ona. Nie, to nie ona. Nie to nie...'' - powtarzałam sobie w myślach gdy nagle ta postać zauważyła mnie i krzyknęła:
- Angie! - tak, to była moja matka. Która nie nazwała mnie Angeles...
- ''Angie''? Czy Ty na pewno jesteś moją matką?
- Nie wygłupiaj się, Angie. Oczywiście, że to ja. - chciałam już odejść, ale zatrzymała mnie.
- Angie, nie możesz mnie unikać. Nie możemy być pokłócone do końca życia. W końcu jesteśmy rodziną. Nie powinny tak wyglądać nasze relacje.
- Dobrze, może i masz rację. Ale wtedy to co powiedziałaś strasznie mnie zabolało. Jakby... jakby ktoś mi wbił nuż prosto w serce...
- Wiem. Wiem, że pewnie Cię to strasznie zabolało. Wiem, że nie powinnam tego mówić i wiem, że źle się Tobą zajmowałam. Uświadomiłam sobie to wszystko wtedy gdy się pokłóciłyśmy... Mam nadzieję, że mi wybaczysz...
- Ja... jasne, mamo. - Nie mogłam jej nie wybaczyć. Faktycznie nie była idealną matką, ale zrozumiała swoje błędy.
- Dziękuję Ci. - wzruszyłam się i ją przytuliłam. Gdy już ją wypuściłam z uścisku zapytała się.
- Może usiądźmy gdzieś na ławce i porozmawiajmy?
- Jasne.  - po chwili siedziałyśmy już na białej ławce niedaleko fontann.
- To co tam u Ciebie nowego, Angie? Masz chłopaka?
- T-tak. Jestem z kimś.
- Tak? Znam go? Jaki ma kolor włosów? Jest wysoki? A bogaty?
- Mamo... Tak, znasz go. I to bardzo dobrze. - chciała coś powiedzieć, ale w tym momencie zauważył nas Pablo, który chyba wracał ze Studia i też postanowił się przejść jak ja. Podszedł do nas. Po jego minie gdy nas zobaczył razem, siedzących na ławce i rozmawiających mogłam wywnioskować, że był bardzo tym zszokowany. Zresztą ja też bym pewnie się zdziwiła na jego miejscu.
- Widzę, że się pogodziłyście. - powiedział, ciepło się uśmiechając do nas, po czym ucałował mój i mojej mamy policzek i usiadł obok nas
- Tak, pogodziłyśmy się. - odpowiedziałam.
 - To świetnie.
- Zaraz, zaraz... Czyżbyś Ty i Pablo... Tak! Ten twój chłopak to Pablo, czy się mylę?
- T-tak.
- To cudownie! Gratuluję.
- Mamo, on mi się nie oświadczył, nie masz jeszcze czego gratulować.
- A kiedy macie plan zrobić krok do przodu... No wiecie ślub, dzieci... - nie zdążyła dokończyć, bo jej przerwałam.
- Mamo! Od niedawna jesteśmy ze sobą, jeszcze nie myślimy o czymś takim jak ślub, nie wspominając o dzieciach.
- Mhm. Ale jeżeli coś postanowicie to od razu do mnie dzwońcie! Ja już muszę iść.
- Oczywiście, pani się pierwsza dowie. Do widzenia. - odpowiedział Pablo. Gdy już moja matka odeszła powiedział:
- Twoja mama bardzo się zmieniła. Nie jest już taka jak wcześniej, prawda?
- Tak. Podobno się zmieniła.

***

   Siedziałam przy stole w pokoju nauczycielskim, popijając kawę i przeglądając dokumenty. Nagle tę ciszę przerwał wchodzący do pokoju Pablo.
- Ślicznie wyglądasz.
- Co chcesz? - zapytałam, lekko się uśmiechając.
- A czy ja muszę czegoś chcieć?
- Nie codziennie mnie komplementujesz, więc wychodzi na to, że czegoś chcesz
- Nie, nie... Albo może jest jedna taka rzecz. - w tym momencie przyciągnął mnie do siebie ręką, aby dzieliło nas parę centymetrów. - Pójdziesz ze mną dzisiaj na kolację.
- Czy to rozkaz?
- Nie. Już to potwierdziłaś, parę dni temu. Niestety potem się namieszało i nie poszliśmy, więc musisz mi to zrekompensować. Przyjdę po Ciebie o 19. - nie dał mi dojść do słowa, bo szybko mnie pocałował. W tym samym momencie do klasy weszła Jackie. Szybko odsunęłam się od Pabla. Starałam się unikać kontaktu wzrokowego z nią, ale kątem oka zauważyłam, że patrzy się na mnie morderczym wzrokiem.
- To ja już pójdę na zajęcia. - powiedział dyrektor, po czym wyszedł.
- Ja też... - poinformowałam Jackie i już miałam wychodzić, ale złapała mnie za ramię i przyciągnęła w swoją stronę.
- Nigdzie nie idziesz.
- O co ci chodzi?
- Chodzi mi o to, że masz zerwać z Pablem. - zaczęłam się śmiać.
- Z czego się tak śmiejesz. - zapytała zdziwiona.
- Bo nie masz prawa mi rozkazywać, oraz dlaczego niby miałabym zrywać z Pablem? Świetnie nam się wiedzie.
- Och, czyżby. A los twojej siostrzenicy Cię nie interesuje? Jak nie to może mama...
- Grozisz mi?
- Nie rób ze mnie jędzy. Ale w sumie... Tak, grożę ci. Masz czas do jutra, aby z nim zerwać.
- Albo?
- Albo sama się przekonasz. Twoja rodzina także. - powiedziała, a następnie wyszła.
Nie mam pojęcia do czego jest zdolna Jackie i nie chciałam się tego dowiadywać. Chyba będę zmuszona zerwać z Pablo...I to jak najszybciej. Czyli będę musiała mu to powiedzieć dzisiaj na kolacji...

♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡

Już jak widzicie wróciłam z Krakowa i rozdziały będą się pokazywały co parę dni, lub jeżeli będę miała wenę codziennie :D
Komentujcie, polecajcie :3

2 komentarze:

Z chęcią poczytam wasze opinie o rozdziale! :)